Zakończył się proces w sprawie zupełnie bezsensownego zabójstwa mieszkańca gdańskiej Oruni
Obydwaj zasiadający na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Gdańsku - 28-letni Mariusz H. i 26-letni Piotr Z. - to wielokrotnie notowani przez policję włamywacze i złodzieje. Z ustaleń prokuratury wynika, że pomysł napadu podsunął im 41-letni Kazimierz M., malarz pokojowy, ojciec czworga dzieci. Nie tylko wytypował ofiarę, ale po przestępstwie pomagał zacierać ślady, paląc w piecu ubrania zabójców. Kazimierz M. jest trzecim oskarżonym. Prokurator chce dla niego pięciu lat więzienia - m.in. dlatego, że w akcie skruchy dokładnie opowiedział, co się wydarzyło.
Zamordowany Andrzej Z. miał 35 lat, dobrą opinię sąsiadów, młodą żonę, malutkie dziecko, pracę, renault megane i pecha, że mieszkał na Oruni. Dokładniej - jego mieszkanie znajdowało się w bloku położonym nieopodal przystanku kolejowego Gdańsk Orunia. Ta część dzielnicy należy do najbiedniejszych i najbardziej zaniedbanych w Gdańsku. Samochód, mający wartość ok. 40 tys. zł, musiał działać na wyobraźnię miejscowych lumpów.
5 stycznia 2001 roku Andrzej Z. wyszedł przed godz. 7, by wyprowadzić auto z garażu. Zaatakowano go na podwórzu, gdy już siedział w samochodzie. Nie dał się wyciągnąć na zewnątrz, więc został kilkakrotnie uderzony nożem w udo. Jeden z ciosów przeciął tętnicę. Andrzej Z. wykrwawił się.
Dopiero po upływie godziny martwego kierowcę znalazła jedna z sąsiadek. Samochód miał włączony silnik. Nie było świadków zabójstwa. Ktoś niby słyszał dźwięk klaksonu, ktoś inny słyszał krzyk - ale nikt nie zareagował.
Efekty przyniosła praca operacyjna policji. Przestępcy nie wytrzymali i zaczęli opowiadać o okolicznościach zbrodni znajomym. Kilku z nich doniosło o tym organom ścigania - w procesie zeznawali jako świadkowie incognito.
Całą trójkę aresztowano. Mariusz H. próbował bronić się za pomocą spreparowanego alibi, ale osoby, które miały świadczyć na jego korzyść, powiedziały w końcu prawdę. Do współudziału w napadzie przyznał się Piotr Z., Kazimierz M. przyznał się, że wskazał kolegom ofiarę. Okazało się, że chcieli ukraść samochód strasząc właściciela nożem. Kierowca bronił się. Napastnicy, zamiast uciec, próbowali dopiąć swego. Szamotanina przybrała tragiczny obrót.
Wyrok ma być ogłoszony za tydzień.
Źródło: Gazeta Wyborcza (rod) 2003-10-15 |